Wychodząc z pracy, marzyłem tylko o tym, by znaleźć się już w ciepłym domu przy mojej żonie. Po całym tygodniu harówki i słuchania poleceń od szefa, jak psu buda należał mi się wolny, spokojny weekend. Zebrałem wszystkie swoje rzeczy z biurka, włożyłem do kieszeni swoją komórkę i radosnym krokiem rozpocząłem marsz ku – trzy dniowej, ale zawsze – wolności. W biurowej windzie spotkałem swojego najlepszego przyjaciela, który pracował w sąsiednim dziale.
-Hej Piotrek, już do domku? – zapytałem
-A no już, widzę, ty też – odpowiedział
-Taa, obrobiłem się i spadam
-Słuchaj, a organizujemy dzisiaj tego pokerka?
Szlag. Zapomniałem o tym. Umawialiśmy się już tydzień temu, ale zupełnie wyleciało mi to z głowy. No nic, ciepły domek musi zaczekać, nie wystawię przecież kumpli
-A, tak, tak – odpowiedziałem – u mnie o dwudziestej?
-Spoko, stawię się i zadzwonię do Igora, powiem mu o której ma być
-No to do wieczora – skwitowałem rozmowę
Winda dotarła w tym czasie na parter, więc obaj wysiedliśmy i udaliśmy się w stronę parkingu. Jeszcze machnąłem na pożegnanie Piotrkowi ręką i władowałem się do swojego auta, ruszając w kierunku domu.