cookie

NOWOŚĆ!
Pojawiła się opcja wsparcia bloga poprzez darowiznę (przycisk po prawej stronie). Każdy kto chce się przyczynić do rozwoju bloga oraz częstszego zamieszczania opowiadań, może teraz przekazać dobrowolną kwotę. Zachęcam :)

czwartek, 25 stycznia 2018

Zdradzony sylwester - część druga - ostatnia.

Po blisko dwugodzinnym balowaniu w basenie, gdy na zegarze zbliżała się już pierwsza w nocy, część osób postanowiła opuścić wodę i wrócić do salonu. Marzena jako pierwsza opuściła basen, proponując wszystkim powrót do sukienek i garniturów. Zachęcała, by przyjść coś zjeść i może trochę potańczyć. W ślad za nią podążyły Kaśka i moja żona, no i oczywiście Sławek, nie odstępujący swojej ukochanej prawie na krok. Ja i Grzesiek wahaliśmy się jeszcze, dobrze bawiąc się w pozostałej grupie. Wygłupy początkowo tylko z Olgą, przerodziły się w zabawy i podpuszczanie Olgi, Magdy i Gosi. Najpierw każda z dziewczyn zjechała ze zjeżdżalni, przy gwizdach od męskiej części imprezy. Choć podczas tej zabawy, przy drink barze stała moja małżonka, nawet ona świetnie się bawiła, gdy półnagie, pijany dziewczyny ślizgały się po zjeżdżalni w dziwnych pozach. Później każda z trzech dziewczyn uczestniczących w zabawnych wyzwaniach skakała "na bombę" do wody, tworząc jak największy rozprysk wody. Oczywiście zapoczątkowało to małą grupową bitwę wodną, podzieloną między mężczyzn i kobiety. Już wtedy w zmniejszonym składzie, trzy kobiety dzielnie walczyły z piątką facetów. Zostałem solidnie oblany, a mój drink musiałem wyławiać z dna basenu, ale śmiechu było przy tym naprawdę dużo. Zwłaszcza, gdy rozjuszony Michał najpierw uniósł i rzucił o wodę swoją żonę Magdę, a później to samo zrobił z Olgą. Kolejną zabawą, za namową Mirka (a jakże!) dziewczyny miały zrobić fikołka w wodzie, opuszczając uprzednio swoje majtki do kolan dla utrudnienia. Z jednej strony dziewczyny miały obiekcje odnośnie opuszczania jedynej posiadanej bielizny, ale Olga podpuściła je, zgadzając się na to bez wahania i demonstrując swój przewrót jako pierwsza.

poniedziałek, 8 stycznia 2018

Zdradzony sylwester - część pierwsza.

Minęło już kilka dni od sylwestrowych szaleństw, wszechobecnego składania życzeń z okazji Nowego Roku i strzelania tonami fajerwerków w każdym mieści. Ja jednak dopiero teraz ochłonąłem po wszystkich świąteczno-noworocznych wariacjach i mam czas opisać to, co działo się podczas tej jedynej nocy na pewnej imprezie, w której ja i moja żona Basia mieliśmy przyjemność uczestniczyć. Przed sylwestrem nie planowaliśmy niczego wielkiego. Od kilku lat chodziliśmy na huczne bale, tańcząc i bawiąc do samego rana. Tym razem uznaliśmy, że przyszedł czas aby choć jednego sylwestra spędzić w spokoju. Rozważaliśmy imprezę w Zakopanem, ewentualnie co jakiś czas teleportując się za pomocą pilota od telewizora do Warszawy czy Katowic, oczywiście z pozycji wygodnej kanapy. Jednak tydzień przed sylwestrem, do Basi zadzwoniła szefowa, serdecznie zapraszając ją, i mnie przy okazji, na imprezę do ich domu. Rad, nie rad, nie bardzo mieliśmy jak odmówić. Właścicielka firmy, w której pracowała moja druga połówka, była nieco specyficzną osobą. Generalnie nie z pouchwalała się ze swoimi pracownikami, trzymając wszystkich raczej na dystans. Jedną z nielicznych, o ile nie jedyną, w firmie, która miała z nią jakieś bliższe kontakty była Basia. Czy to przez sumienność, czy przez sposób bycia, czy jeszcze przez inne aspekty, akurat mojej żonie udało się „skruszyć” nieco szefową i z nią zaprzyjaźnić. Do tego szefowa, jako prawdziwa kobieta biznesu, była nieugięta w swoich działaniach. Nie akceptowała odmowy ani żadnych wykrętów, jeśli poczuła, że nie są poparte konkretnymi argumentami. W związku z tym, nie tylko nie wypadało nam odmówić, ale nawet nie specjalnie było jak się wykręcić, bo żona już wcześniej w firmie zdradziła, że nie mieliśmy żadnych konkretnych planów na ten wieczór. Ustaliliśmy więc z żoną, że pójdziemy na tego sylwestra, a najwyżej jeśli nie będzie nam się podobało, albo jeśli będzie zbyt drętwo, to po północy ulotnimy się po angielsku.