cookie

NOWOŚĆ!
Pojawiła się opcja wsparcia bloga poprzez darowiznę (przycisk po prawej stronie). Każdy kto chce się przyczynić do rozwoju bloga oraz częstszego zamieszczania opowiadań, może teraz przekazać dobrowolną kwotę. Zachęcam :)

piątek, 28 grudnia 2018

Męska delegacja cz. 1

Piątek, szesnasta. Cudowny czas i cudowna pora. Mało co potrafiło tak ucieszyć Maję jak wyrwanie się z marazmu pracy na cały weekend. Nie była osobą, która specjalnie narzekała na swoją robotę, ale też praca w korporacji nie była szczytem jej marzeń i inspiracji. Każdy więc piątek traktowała jak dwudniowy, zasłużony odpoczynek od papierów i wymagających przełożonych. Pięknie, jesiennie słońce powitało ją radośnie po przekroczeniu drzwi wyjściowych z biurowca. W powietrzu czuć już było zbliżającą się najzimniejszą porę roku, jednak promienie słoneczka skutecznie dodawały ciepła. Maja rozejrzała się z uśmiechem na ustach. Uwielbiała tę porę roku i cieszyła się każdym takim pięknym dniem. Spojrzała na zegarek. Było dość wcześnie, więc korzystając z pięknego popołudnia postanowiła pójść do domu na piechotę. Stwierdziła w duchu, że pół godzinny spacer na pewno dobrze jej po ciężkim tygodniu. Kiwnęła głową zgadzając się sama ze sobą i ruszyła pewnym krokiem w stronę domu. Echo stukania jej szpilek szybko rozległo się w promieniu kilku metrów. Poczuła na sobie spojrzenia, gdy mijała ludzi. Jak zawsze. Przyciągała wzrok mężczyzn i dobrze o tym wiedziała. Krótka spódniczka w połowę uda, cieliste rajstopy i czarne szpilki na pewno były atrakcyjne nie tylko w biurze, ale także na ulicy. Wyżej biała bluzka z lekkim dekoltem, na to zarzucony i niedbale przewiązany bordowy płaszcz. Wszystko pasowało do siebie idealnie i sprawiało, że piękne, szczupłe ciało trzydziestoletniej Mai było naprawdę kusząco „opakowane”. Do tego śliczna, rozpromieniona uśmiechem buzia, która niewiele się zmieniła od nastoletnich czasów i falowane, długie włosy w kolorze blond, również przyciągały wzrok. Zarówno mężczyzn, jak i kobiet, z tym, że te drugie zdecydowanie częściej patrzyły z zazdrością lub nawet złością.

środa, 5 grudnia 2018

Przygoda w drodze do pracy


Pociąg do Warszawy stał na peronie pierwszym i groźnie warczał, czekając tylko na sygnał do odjazdu dany przez konduktorów. Zostało niespełna pięć minut do odjazdu. Co bardziej spowolnieni pasażerowie, nabierali szybszych ruchów, by wsiąść jeszcze do pociągu, nim odjedzie. Konduktor na początku składu obserwował wsiadających, a ten na tyłach rozmawiał z kimś. Choć zostało niewiele czasu do odjazdu, obsługa była spokojna, w końcu nikt ich nie gonił, a do wyjazdu byli już gotowi. Grzesiek wpadł na stację zdyszany. Rozejrzał się i z ulgą zauważył stojący ciągle pociąg. Wparował do pierwszego lepszego wagonu i zaczął szukać wolnego miejsca. Sobota, godzina dziewiętnasta, nie była najchętniej uczęszczaną porą przez podróżnych, dzięki czemu Grzesiek znalazł bez trudu wolny przedział. Usiadł i odetchnął głęboko. O mały włos i spóźniłby się na pociąg, a co gorsza, na nocną zmianę w pracy. Kolejny w tym samym kierunku odjeżdżał dopiero za półtorej godziny, a Grzesiek, zaczynał pracę za 50 minut. Ledwie dwie stacje stąd, a jednak gdyby się spóźnił, miałby problem. Już oczami wyobraźni widział, jak musi dzwonić i usprawiedliwiać się przed przełożonym, że jednak nie dotrze na czas. Odgonił jednak od siebie tę wizję, słysząc gwizd konduktorów i czując, jak pociąg z lekkim ociąganiem rusza ze stacji. Zdjął kurtkę, wyciągnął się wygodnie i wyjął ze swojej torby książkę. Miał jakieś 45 minut podróży przed sobą, a nie lubił siedzieć bezczynnie. Dobra książka była zdecydowanie lepsza. Poza tym, Grzesiek uwielbiał czytać w pociągu. Od młodzieńczych lat, gdy dojeżdżał na studia, czuł, że nigdzie nie czyta mu się tak dobrze, jak w pociągu. Ten charakterystyczny, spokojny stukot oraz ogólny klimat podróży sprawiał, że każda książka smakowała jakoś lepiej. Rozprostował nogi i przeniósł się do innego świata. Niedługo cieszył się jednak oderwaniem od rzeczywistości. Kątem oka zauważył bowiem ruch na korytarzu.

czwartek, 4 października 2018

Na skraju bankructwa - część dziesiąta - ostatnia

Mąż ze swoją klientką zniknęli za drzwiami, zostawiając mnie masującą Arka samych. Przez chwilę nie mogłam skupić się na masażu, zastanawiając się jak wygląda ta „pomoc” w prysznicu ze strony mojego męża. Próbowałam sobie wyobrazić co robią i jak wyglądają, jednak nie było to łatwe. Mój klient również wydawał się przez chwilę nieobecny. Postanowiłam nie przejmować się zbytnio tym, co się dzieje i na powrót skupiłam się na masażu. Chciałam, by Arek znów skupił się na sobie i na mnie. By znów poczuł odprężenie i przyjemność. Z drugiej strony wiedziałam też, że skoro Jacek tak bardzo zaufał mi i pozwolił na wszystkie masaże które wykonałam, to teraz nie powinnam się przejmować tym, że poszedł do łazienki z jakąś klientką. Powróciłam więc do masowania ze zdwojoną motywacją. Wiłam się i prężyłam na nagim ciele Arka, aż znów poczułam jego podniecenie i pełne zaangażowanie w masaż. Penis mojego klienta stał na baczność, a moje ruchy skupione na razie co prawda na innych częściach ciała, nie zapominały jednak o nim. Co jakiś czas muskałam go a to brzuchem, a to piersiami, a czasem i ręką, przypominając o tym, że go zauważam i że mi się podoba. Usłyszeliśmy szum wody dochodzący z łazienki. Najwyraźniej Jacek z Anią faktycznie brali prysznic. Nie zaburzyło to jednak ani na moment moich ruchów i całego erotycznego masażu. Muzyka w pokoju w pewnym stopniu zagłuszała szum dobiegający zza ściany, resztę zagłuszało podniecenie obecne w ciele Arka i w pewnym stopniu we mnie.

środa, 29 sierpnia 2018

Na skraju bankructwa - część dziewiąta

Już od samego rana w sobotę oboje z Jackiem czuliśmy subtelne podniecenie tym, co miało się wydarzyć. Jak zwykle w dniu pracy zaczęłam swój dzień od długiej kąpieli i depilacji ciała. Zaraz po mnie Jacek zaczął okupować łazienkę, nieco dłużej niż w zwyczajny poranek. Przed południem zjedliśmy jeszcze przyśpieszony obiad, uśmiechając się do siebie zalotnie i podgadując, jeszcze bardziej podburzając elektryczny nastrój i w samo południe ruszyliśmy do mieszkania, by przygotować nieco nasz „salon masażu”. Jacek wniósł do pokoju drugi materac i przygotował dwa stanowiska do masażu. Ja w tym czasie zajęłam się ogarnięciem łazienki. Do tej pory przychodzili sami faceci, teraz musiałam uzupełnić asortyment pod prysznicem o kobiece specyfiki. Do tego naszykowałam kilka ręczników i zadowolona z siebie zostawiłam przygotowaną łazienkę. Później wraz z Jackiem naszykowaliśmy jeszcze świece i olejki do masażu, tak, by wystarczyło je jedynie zapalić i podgrzać. Po czternastej, gdy klient potwierdził zamówioną wizytę, byliśmy praktycznie gotowi.
-kochanie – Jacek zagaił do mnie – ty otwierasz gościom w szlafroku, a ja? Nie mam tutaj szlafroka ani nic
-bądź w bokserkach – odpowiedziałam – wydaje mi się, że tak będzie nawet lepiej niż w szlafroku
-okej – mąż uśmiechnął się nieśmiało – trochę się stresuję
-spokojnie, będzie dobrze – dodałam mu otuchy

niedziela, 29 lipca 2018

Na skraju bankructwa - część ósma

Kolejne tygodnie mijały mi bardzo szybko. Dzięki coraz większej liczbie opinii przy moim ogłoszeniu, praktycznie codziennie miałam jednego albo dwóch klientów. Starał się, by każdy mój klient wychodził uśmiechnięty i zadowolony, dzięki czemu część zaczęła już do mnie wracać na kolejne masaże. Po rozmowie z mężem byłam też nieco bardziej otwarta podczas masowania. Bardziej eksponowałam swoje ciało, pozwalałam się dotykać, a czasem, gdy miałam przystojnych klientów i byłam podniecona, pozwalałam nawet na zwiedzanie paluszkami moich dziurek. Akcji pod prysznicem już nie powtórzyłam, bo ani nie było ku temu nastroju, ani nie miałam takiej oferty w swoim ogłoszeniu. Moje masowanie było coraz bardziej dochodowe i w ciągu miesiąca zarobiłam tyle, co normalnie przez dobry kwartał. Jacek też był zadowolony z tego co robię. Po pierwsze ze względów finansowych, po drugie, z opowieści które dostawał niemal każdego dnia i mocno się przy nich podniecał, a po trzecie ze zdjęć, które także robiłam coraz częściej po masażach. Moje poczucie winy odnośnie tego, jak pracuję, też już zostało zagłuszone w zarodku i potrafiłam cieszyć się każdym kolejnym dniem i każdym kolejnym masażem. Klientela na moje masaże z reguły była naprawdę sympatyczna i mimo zróżnicowania w wieku, nie miałam żadnych problemów z jakimiś natarczywymi typami czy chamskimi zagrywkami. Oczywiście zdarzali się ci mniej uprzejmi czy bardziej wymagający, ale gdy widzieli mnie już nago i oddawali się przyjemnościom mojego masażu, bez problemu sobie z nimi radziłam. Ciągle dostawałam też telefony z dziwnymi propozycjami w stylu zaproszenia na wieczór kawalerski albo masowania pięciu facetów naraz, ale zawsze grzecznie odmawiałam. Oczywiście pytań o seks na koniec masażu to nawet nie liczyłam, bo zdarzały się praktycznie codziennie, ale im także odmawiałam. Jedna jednak propozycja wydała mi się ciekawa i wywołała u mnie przyjemne podniecenie…

środa, 18 lipca 2018

Na skraju bankructwa - część siódma

Patrzyłam przez chwilę na myjącego się Roberta. Jego umięśniony, męski tors dumnie prezentował się pod strumieniem lejącej się wody. Całe jego ciało, tak młode, tak piękne, tak seksowne, wprost zachęcało, by na nie patrzeć. Poczułam lekkie mrowienie w podbrzuszu i napływające jednocześnie podniecenie. Coś było nie tak. Nie powinnam się tak bezczelnie gapić i czuć tego wszystkiego, na widok młokosa, a jednak nie mogłam się przezwyciężyć. Pomyślałam o Jacku i na chwilę do mojej głowy napłynęły wyrzuty.
-co ja robię? Taki młokos, a ja przez niego zachowuję się nie w porządku wobec męża - pomyślałam w końcu racjonalnie - z drugiej strony... Jacek mówił, że dopóki nie przekraczam granicy i zawsze wracam do niego, to nic się nie dzieje... - już  racjonalne myślenie zastąpiłam kosmatymi myślami
Bardzo szybko i bardzo płynnie...

poniedziałek, 11 czerwca 2018

Na skraju bankructwa - część szósta

Tydzień mojego masowania upłynął mi bardzo szybko. Klientów miałam codziennie, więc nie narzekałam ani na brak zajęcia, ani na brak kasy. Odkąd Jacek zmienił moje ogłoszenie, masowałam za naprawdę solidne stawki, bo każdy z moich klientów chciał masaż z zakończeniem. Tym sposobem w przeciągu tygodnia zarobiłam tyle, co przez naprawdę udany miesiąc normalnej pracy, a do tego miałam więcej czasu by zadbać o siebie i dom. Na szczęście od czasu klienta z najgrubszym penisem nie miałam już takich ciągotek do żadnego z masowanych mężczyzn, czym nieco uspokoiłam siebie i swoje sumienie. Samo masowanie bardzo mi się podobało. Było intymne, seksowne, ale też sprawiało mi wiele satysfakcji, bo poza masażem erotycznym mogłam wplatać elementy klasycznego masażu relaksacyjnego, czym w pewnym sensie uwodziłam swoich klientów, a siebie i swoje wyrzuty uspokajałam, no bo przecież to był tylko masaż, coś, czego się nauczyłam i co było moim zawodem. Znałam się na rzeczy i potrafiłam to wykorzystać. Jacek również był bardzo zadowolony z tego, jak mi idzie. Nie dość, że zaczęliśmy zdecydowanie lepiej stać w kwestiach finansowych, to i moje i jednocześnie jego samopoczucie również mocno się poprawiło. Zgodnie uznaliśmy, że ten ruch to był strzał w dziesiątkę. Nawet nasze życie erotyczne uległo poprawie, choć na nie nigdy nie narzekaliśmy. Po niemal wszystkich masażach miałam pobudzone ciało, do tego często towarzyszyło temu podniecenie, więc wracając do domu rozładowywaliśmy wszystko z Jackiem. Mąż miał teraz seks codziennie, a czasem i dwa razy dziennie. Nawet tydzień po ślubie nie robiliśmy tego aż tak często.


Wszelkie rozterki na jakiś czas odeszły na bok. Wszystko szło dobrze, ja powoli przyzwyczajałam się już do widoku nagich mężczyzn i tego, że jestem nago razem z nimi. Nawet ich sperma, często oblewająca moje ręce i stopy nie sprawiała mi już dyskomfortu. Co prawda ciągle nie miałam jeszcze propozycja zakończenia masażu Hiszpanem, więc nie wiedziałam jak to będzie ze spermą na moim biuście czy brzuchu, ale jakoś się tym nie przejmowałam. Z nas dwojga to raczej Jacek dopytywał o zakończenia i z nadzieją czekał na opowieść o pieszczotach mojego biustu, jednak jak do tej pory musiał obchodzić się smakiem. No właśnie, jak do tej pory….

środa, 23 maja 2018

Na skraju bankructwa - część piąta

Przeczytałam przy Jacku nagłos moje ogłoszenie, a w zasadzie samą jego końcówkę.
-Każdy masaż zakończony jest delikatnym masażem lingam (miejsc intymnych). Za dopłatą doprowadzę cię do finału moimi rozgrzanymi dłońmi, stopami lub biustem w pozycji do seksu hiszpańskiego. Nie oferuję sexu!
-czy ty jesteś pewny tego, co napisałeś? – spojrzałam mu prosto w oczy – w co ty grasz kochanie?
-w nic – Jacek zrobił minę niewinnego baranka – chcę tylko, byś w końcu poczuła się pewnie w swoim zawodzie i zarabiała tyle, na ile zasługujesz
-naprawdę? Chodzi tylko o kasę?
-no nie tylko – uśmiechnął się.
Rozmowa z mężem schodziła na dziwne tory...
-Jacek, powiedz mi wprost, nie jesteś o mnie zazdrosny? - chodziło mi to pytanie po głowie od jakiegoś już czasu - przestałam ci się podobać, albo, co gorsza, przestałeś mnie kochać?
-nie, to nie tak - Jacek wyraźnie kręcił przecząco głową
-w takim razie czemu mi na to wszystko pozwalasz, a nawet wręcz namawiasz? W co ty grasz? – powtórzyłam pytanie po raz drugi
-w nic nie gram - mąż znów przybrał ten spokojny ale stanowczy ton - po prostu naprawdę mi zależy, byś spełniała się w swojej pracy. W wyuczonym zawodzie masz z tym problem, ale to co robisz teraz jest wielce zbliżone do twojego zawodu, a do tego lepiej płatne, więc najzwyczajniej w świecie chcę cię w tym wspierać. Zależy mi na tobie i na twoim szczęściu, a teraz czuję, że ta praca sprawia ci satysfakcję, więc cię do niej namawiam. Co do zazdrości.. ona oczywiście jest. Ale ufam ci, kocham cię i wierzę, że nie zrobisz nic głupiego, a nawet jeśli tak, to trudno. Nie chcę i nie potrafię przyglądać się temu, jak wkurzasz się bez pracy i łapiesz byle co za kilkadziesiąt złotych. Masz pracować, masz się spełniać, masz być doceniona - teraz jesteś i tak jest dobrze. Męska duma i zazdrość jest mniej ważna niż twoja praca.

piątek, 23 marca 2018

Na skraju bankructwa - część czwarta

Jadąc do mieszkania na spotkanie z drugim swoim klientem czułam ponownie całą sobą lekką ekscytację. Uczucie to było silniejsze ode mnie i choć przeplatało się z myślami na temat tego, o czym rozmawiałam z mężem oraz ponownie z lekką obawą, kto też pojawi się niedługo w moim „salonie masażu”, to mimo wszystko podekscytowanie cały czas mi towarzyszyło. Skupiłam się na tym, o czym rozmawiałam z małżonkiem. Od samej rozmowy nie mogłam poukładać sobie tego wszystkiego w logiczną całość. Dla mnie, jako kochającej żony, było nie do pomyślenia, żeby pozwolić Jackowi na to, na co on bez żadnych oporów pozwalał mi. Czułam, że to nie tyle dziwne, co raczej takie… frywolne, wyzwolone i jednocześnie podniecające. Podniecającego dla niego, co dla mnie było już zupełnie niezrozumiałe. Wiedziałam, że różni ludzie mają różne pomysły i fantazje, ale nigdy w życiu nie przypuszczałam, że Jacka może podniecać myśl o tym, że masuję nago innych facetów. W zasadzie to nie było jeszcze najgorsze, bo sam masaż to może nic takiego, w końcu sama się zgodziłam, żeby i on taki masaż sobie zafundował z jakąś obcą kobietą. Gorsze było to, że on nie miał nic przeciwko temu, żebym z tymi facetami się lekko zabawiała! To było coś bardzo, bardzo dziwnego. Niby wiedziałam, że nie jesteśmy całkiem tacy normalni, bo sprawy nagości nigdy nas jakoś nie krępowały, nie wstydziliśmy się pokazywać nago na plaży, w saunie czy tego typu miejscach, ale to był zdecydowany krok dalej. Pozwolić mi, bym zaspokajała obcych facetów, nawet ręką, to dla mnie coś nie do pomyślenia! Jak taki męski, dumny i czasem zaborczy samiec, mógł mi na to pozwolić?! I to bez marudzenia, ba, nawet z lekkim podnieceniem, które widziałam w jego oczach i między nogami. Było to dla mnie niepojęte… Nie miałam jednak czasu, by głębiej się nad tym zastanowić, bo zadzwonił klient potwierdzić swoją wizytę, a zaraz potem dotarłam do mieszkania przerobionego prowizorycznie na salon masażu. W przedwieczornej porze ruch w tej części miasta był dość niewielki i dzięki temu dojazd nie zajął mi zbyt dużo czasu. Na szczęście, bo wizyta klienta zbliżała się nieubłaganie, a ja byłam w rozsypce. Weszłam do mieszkania i wzięłam się za przygotowania.

piątek, 9 marca 2018

Na skraju bankructwa - część trzecia

Po wszystkich wydarzeniach z mieszkania i towarzyszącej temu mieszczance uczuć, postanowiłam wrócić do domu na piechotę. Chłodne, zimowe powietrze, przyjemnie studziło moje gorące emocje. Kilka chwil na mrozie i parę głębokich, zimnych oddechów wystarczyło, by w mojej głowie wszystko zaczęło się układać tak, jak należy. Cała ekscytacja i podniecenie związane z masażem nagiego, męskiego ciała odeszły gdzieś na bok, a w zamian pojawiły się uczucia zwątpienia dla tego, co robię, a także pierwszych wyrzutów sumienia. Z jednej strony ciągle czułam, że ten krok był konieczny, jeśli nie chcemy z Jackiem zbankrutować i w najgorszym rozrachunku stracić naszego domu, z drugiej jednak, po takim masażu czułam się trochę jak... dziwka. Wiedziałam, że Jacek akceptuje to co robię, ba, nawet mnie do tego namawia, więc nie to było problemem. Problemem był fakt, że masaż który robiłam bardzo mi się podobał. Był namiętny, zmysłowy, podniecający... Wszystko było niemalże tak, jak podczas nauki, gdy masowałam męża. Byłam napalona, podekscytowana i delikatnie zamroczona seksualnością. Wtedy, z mężem, miałam do tego pełne prawo, ale teraz, z obcym facetem?
-kurwa - zaklęłam pod nosem i przyspieszyłam kroku lekko poddenerwowana
-to nie powinno tak wyglądać - pomyślałam - zupełnie nie! Dlaczego nie przeszkadzało mi to, że masuję obcego faceta? Dlaczego po chwili nie czułam już wstydu i odrzutu do nieznanego mężczyzny?
To było najgorsze. Totalna obojętność na to, że pod moim nagim ciałem nie jest mój ukochany Jacek, tylko poznany kilka minut wcześniej facet. Tak samo to, że robię to za pieniądze, również na mnie nie wpływało. Nic a nic. Czułam tylko podniecenie i chęć jak najlepszego masażu. Bardziej pragnęłam wić się po Marku, niż myśleć o tym, dlaczego to robię. Zaklęłam w myślach, przypominając sobie w jakim stanie się znalazłam. O mały włos a straciłabym nad sobą panowanie.
-Dałam się pocałować milimetry od mojej kobiecości i nie opieprzyłam klienta za to! - znów emocje wezbrały we mnie

czwartek, 22 lutego 2018

Na skraju bankructwa - część druga

 Już następnego dnia pojawił się pierwszy odzew na moje ogłoszenie. Choć nie taki, jaki bym się spodziewała. Około dziesiątej rano zadzwonił pierwszy mężczyzna, który ewidentnie był solidnie wstawiony. Powiedział mi, że zdjęć jestem "niezła dupa" więc dzwoni do mnie z pytaniem, za ile mu "obciągnę". Po blisko minucie cierpliwego tłumaczenia z mojej strony, że nie oferuję takich usług, facet zakończył kulturalnie rozmowę słowami "to spierdalaj". Wkurzyłam się lekko, ale w głębi duszy wiedziałam, że ogłaszając się na takiej stronie jestem narażona na tego typu mężczyzn i podobne, niezbyt przyjemne rozmowy. Przed powrotem męża z pracy miałam jeszcze jeden telefon. Potencjalny klient był zdecydowanie bardziej miły od tego z rana i - wnioskując po głosie - także zdecydowanie młodszy. Jednakże ciężko było się z nim dogadać z innego powodu. Chłopak albo dzwonił pierwszy raz w tak intymnej sprawie, albo był tak nieśmiały z natury, bo oczami wyobraźni widziałam, jak się rumieni i zawstydza po drugiej stronie telefonu. Niestety mój całkowity brak doświadczenia w tych sprawach też nie pomagał, bo sama nie wiedziałam jak prowadzić rozmowę z kimś takim. Oczekiwałam raczej, że to klient będzie o wszystko mnie pytał i ustalał ważne sprawy, a nie ja. Po niezbyt długiej rozmowie, przerywanej chwilami milczenia, młodzieniec dowiedział się, że jestem dyspozycyjna i czasowo do niego się dostosuję. Przyjął to do wiadomości i powiedział, że pomyśli nad tym i jeszcze kiedyś zadzwoni. Oczywiście uśmiechnęłam się pod nosem, doskonale zdając sobie sprawę, że raczej nie ma na co liczyć, niemniej zachęciłam go do ponownego telefonu i miło pożegnałam.

niedziela, 11 lutego 2018

Na skraju bankructwa - część pierwsza

Jacek pojawił się w domu punktualnie, dokładnie o tej samej porze, o której miał w zwyczaju wracać praktycznie codziennie. Siedziałam akurat w kuchni, kończąc powoli obiad dla mojego małżonka.
-no hej kochanie – usłyszałam jego spokojny głos, gdy pojawił się w progu kuchni
-hej – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego
Podszedł do mnie i objął mnie w pasie. Poczułam zapach jego perfum przeplatany wonią jego skóry i spracowanego ciała. Dał mi buziaka w policzek i w typowy dla siebie sposób musnął dłonią moje piersi, ukryte pod bluzką. Robił tak niemal codziennie, gdy tylko dostrzegł, że nie mam na sobie stanika.
-jak w pracy? – zapytałam, mając w myśli dokładniejsze pytanie o jakieś nowe zlecenia ich firmy
-bez zmian – mruknął Jacek – przelewu nie ma, zleceń nie ma, także nie jest dobrze – zasmucił się – a Agata też nie dzwoniła?
-niestety nie
Agata była moją szefową. Pracowałam jako fizjoterapeutka w jej gabinecie, jednak ostatnio klientów było jak na lekarstwo, przez co większość pracy wykonywała sama Agata. Ja coraz rzadziej dostawałam telefon z prośbą o pomoc, a w ostatnich dwóch tygodniach w pracy pojawiłam się tylko raz i to na dwie godziny. Taki obrót spraw spowodował praktycznie brak dochodu z mojej strony. Niewiele lepiej było u Jacka. Firma budowlana której był współwłaścicielem nie stała zbyt dobrze. Wiedzieliśmy, że takie usługi z reguły w zimie mają przestoje i nie mieliśmy z tym problemu. Na wiosnę Jacek i jego wspólnik Robert już mieli zaplanowaną jedną budowę, więc prędzej czy później zaczną zarabiać. Problem był jednak w tym, że nam już teraz kończyły się pieniądze, a ostatni zleceniodawca Jacka ociągał się z płatnością. Chłopaki zaczynali podejrzewać, że niestety skończy się to w sądzie, przez co kasy nie zobaczą na pewno przez dość długi czas.

czwartek, 25 stycznia 2018

Zdradzony sylwester - część druga - ostatnia.

Po blisko dwugodzinnym balowaniu w basenie, gdy na zegarze zbliżała się już pierwsza w nocy, część osób postanowiła opuścić wodę i wrócić do salonu. Marzena jako pierwsza opuściła basen, proponując wszystkim powrót do sukienek i garniturów. Zachęcała, by przyjść coś zjeść i może trochę potańczyć. W ślad za nią podążyły Kaśka i moja żona, no i oczywiście Sławek, nie odstępujący swojej ukochanej prawie na krok. Ja i Grzesiek wahaliśmy się jeszcze, dobrze bawiąc się w pozostałej grupie. Wygłupy początkowo tylko z Olgą, przerodziły się w zabawy i podpuszczanie Olgi, Magdy i Gosi. Najpierw każda z dziewczyn zjechała ze zjeżdżalni, przy gwizdach od męskiej części imprezy. Choć podczas tej zabawy, przy drink barze stała moja małżonka, nawet ona świetnie się bawiła, gdy półnagie, pijany dziewczyny ślizgały się po zjeżdżalni w dziwnych pozach. Później każda z trzech dziewczyn uczestniczących w zabawnych wyzwaniach skakała "na bombę" do wody, tworząc jak największy rozprysk wody. Oczywiście zapoczątkowało to małą grupową bitwę wodną, podzieloną między mężczyzn i kobiety. Już wtedy w zmniejszonym składzie, trzy kobiety dzielnie walczyły z piątką facetów. Zostałem solidnie oblany, a mój drink musiałem wyławiać z dna basenu, ale śmiechu było przy tym naprawdę dużo. Zwłaszcza, gdy rozjuszony Michał najpierw uniósł i rzucił o wodę swoją żonę Magdę, a później to samo zrobił z Olgą. Kolejną zabawą, za namową Mirka (a jakże!) dziewczyny miały zrobić fikołka w wodzie, opuszczając uprzednio swoje majtki do kolan dla utrudnienia. Z jednej strony dziewczyny miały obiekcje odnośnie opuszczania jedynej posiadanej bielizny, ale Olga podpuściła je, zgadzając się na to bez wahania i demonstrując swój przewrót jako pierwsza.

poniedziałek, 8 stycznia 2018

Zdradzony sylwester - część pierwsza.

Minęło już kilka dni od sylwestrowych szaleństw, wszechobecnego składania życzeń z okazji Nowego Roku i strzelania tonami fajerwerków w każdym mieści. Ja jednak dopiero teraz ochłonąłem po wszystkich świąteczno-noworocznych wariacjach i mam czas opisać to, co działo się podczas tej jedynej nocy na pewnej imprezie, w której ja i moja żona Basia mieliśmy przyjemność uczestniczyć. Przed sylwestrem nie planowaliśmy niczego wielkiego. Od kilku lat chodziliśmy na huczne bale, tańcząc i bawiąc do samego rana. Tym razem uznaliśmy, że przyszedł czas aby choć jednego sylwestra spędzić w spokoju. Rozważaliśmy imprezę w Zakopanem, ewentualnie co jakiś czas teleportując się za pomocą pilota od telewizora do Warszawy czy Katowic, oczywiście z pozycji wygodnej kanapy. Jednak tydzień przed sylwestrem, do Basi zadzwoniła szefowa, serdecznie zapraszając ją, i mnie przy okazji, na imprezę do ich domu. Rad, nie rad, nie bardzo mieliśmy jak odmówić. Właścicielka firmy, w której pracowała moja druga połówka, była nieco specyficzną osobą. Generalnie nie z pouchwalała się ze swoimi pracownikami, trzymając wszystkich raczej na dystans. Jedną z nielicznych, o ile nie jedyną, w firmie, która miała z nią jakieś bliższe kontakty była Basia. Czy to przez sumienność, czy przez sposób bycia, czy jeszcze przez inne aspekty, akurat mojej żonie udało się „skruszyć” nieco szefową i z nią zaprzyjaźnić. Do tego szefowa, jako prawdziwa kobieta biznesu, była nieugięta w swoich działaniach. Nie akceptowała odmowy ani żadnych wykrętów, jeśli poczuła, że nie są poparte konkretnymi argumentami. W związku z tym, nie tylko nie wypadało nam odmówić, ale nawet nie specjalnie było jak się wykręcić, bo żona już wcześniej w firmie zdradziła, że nie mieliśmy żadnych konkretnych planów na ten wieczór. Ustaliliśmy więc z żoną, że pójdziemy na tego sylwestra, a najwyżej jeśli nie będzie nam się podobało, albo jeśli będzie zbyt drętwo, to po północy ulotnimy się po angielsku.