
Pociąg do Warszawy stał na peronie pierwszym i groźnie warczał, czekając tylko na sygnał do odjazdu dany przez konduktorów. Zostało niespełna pięć minut do odjazdu. Co bardziej spowolnieni pasażerowie, nabierali szybszych ruchów, by wsiąść jeszcze do pociągu, nim odjedzie. Konduktor na początku składu obserwował wsiadających, a ten na tyłach rozmawiał z kimś. Choć zostało niewiele czasu do odjazdu, obsługa była spokojna, w końcu nikt ich nie gonił, a do wyjazdu byli już gotowi. Grzesiek wpadł na stację zdyszany. Rozejrzał się i z ulgą zauważył stojący ciągle pociąg. Wparował do pierwszego lepszego wagonu i zaczął szukać wolnego miejsca. Sobota, godzina dziewiętnasta, nie była najchętniej uczęszczaną porą przez podróżnych, dzięki czemu Grzesiek znalazł bez trudu wolny przedział. Usiadł i odetchnął głęboko. O mały włos i spóźniłby się na pociąg, a co gorsza, na nocną zmianę w pracy. Kolejny w tym samym kierunku odjeżdżał dopiero za półtorej godziny, a Grzesiek, zaczynał pracę za 50 minut. Ledwie dwie stacje stąd, a jednak gdyby się spóźnił, miałby problem. Już oczami wyobraźni widział, jak musi dzwonić i usprawiedliwiać się przed przełożonym, że jednak nie dotrze na czas. Odgonił jednak od siebie tę wizję, słysząc gwizd konduktorów i czując, jak pociąg z lekkim ociąganiem rusza ze stacji. Zdjął kurtkę, wyciągnął się wygodnie i wyjął ze swojej torby książkę. Miał jakieś 45 minut podróży przed sobą, a nie lubił siedzieć bezczynnie. Dobra książka była zdecydowanie lepsza. Poza tym, Grzesiek uwielbiał czytać w pociągu. Od młodzieńczych lat, gdy dojeżdżał na studia, czuł, że nigdzie nie czyta mu się tak dobrze, jak w pociągu. Ten charakterystyczny, spokojny stukot oraz ogólny klimat podróży sprawiał, że każda książka smakowała jakoś lepiej. Rozprostował nogi i przeniósł się do innego świata. Niedługo cieszył się jednak oderwaniem od rzeczywistości. Kątem oka zauważył bowiem ruch na korytarzu.