cookie

NOWOŚĆ!
Pojawiła się opcja wsparcia bloga poprzez darowiznę (przycisk po prawej stronie). Każdy kto chce się przyczynić do rozwoju bloga oraz częstszego zamieszczania opowiadań, może teraz przekazać dobrowolną kwotę. Zachęcam :)

niedziela, 29 stycznia 2017

Wieczór Kawalerski

 Przygotowania do ślubu wchodziły na ostatnią prostą, a to oznaczało, że bardzo blisko już do tego pięknego wydarzenia.
-Cholera! To już tylko nieco ponad tydzień - pomyślałem już któryś raz tego dnia
Nie powiem, cieszyłem się na ślub z moją ukochaną. Sam przecież do niego dążyłem oświadczając się jej i namawiając ją później na wyznaczenie konkretnej daty. Ale im było bliżej ceremonii, tym bardziej miałem tego dość. Tych przygotowań, tej wariacji, ciągłej bieganiny i załatwiania. Masakra! Czasem (w sumie od jakiegoś czasu notorycznie) zastanawiałem się po cholerę nam to wszystko, skoro i bez ślubu jesteśmy szczęśliwi... No, ale powiedziało się A, nadchodzi czas na powiedzenie B.

Od wszystkich złych emocji związanych ze ślubem miałem się oderwać już jutro, na moim wieczorze kawalerskim. Niespecjalnie miałem na niego ochotę, szczególnie, że bywałem już na takich imprezach i najczęściej kończyło się to na chlaniu do nieprzytomności, ale nie było wyboru. Moi koledzy, bracia i znajomi narzeczonej nie wybaczyliby mi tego, że nie zrobiłem pożegnalnego wieczoru. Poza tym, Karolina (moja przyszła żona) miała na ten wieczór zaplanowany swój panieński, wiec i tak nie miałbym co ze sobą specjalnie zrobić. Dlatego też w sobotę, na tydzień przed ślubem, zorganizowałem swój wieczór kawalerski.



Sobota

Z Karolą pożegnałem się o 17, odprowadzając ją do koleżanki, z którą miała jechać do innego miasta na swój wieczór panieński. Ustaliliśmy, że tak będzie najlepiej, bo wtedy się na pewno nie spotkamy i nie stworzymy niezręcznych sytuacji. Ja wróciłem jeszcze do domu, bo z chłopakami umówiłem się dopiero na 20 w dobrze nam znanym barze. Miałem zatem jeszcze czas na prysznic, małe golenie, szybki posiłek i wystrojenie się. Klasycznie, bez przesadnej elegancji. Czarne, materiałowe spodnie, biała, nieco sportowa koszula i buty które nie można nazwać ani pantoflami, ani jakimiś adidasami. Takie cos pomiędzy, żeby nie było problemu z wejściem do klubów, ale tez by nie wyjść na odstrojonego lalusia. Zamówiłem taksówkę i wyszedłem na zewnątrz.

Do klubu dotarłem kilka minut po 20. W środku był już Marek, Łukasz i Darek. Marek to mój najlepszy kumpel, Łukasz to chłopak najlepszej psiapsiółki Karoliny, a Darek to brat mojej lubej. Przywitałem się z chłopakami i zaproponowałem piwko na start. Oczywiście wszyscy się zgodzili, nie bacząc na to, że później raczej przejdziemy na picie wódki. Usiedliśmy przy stoliku i zamówiłem 8 browarków. Liczyłem że w tym czasie dojdzie reszta zaproszonych chłopaków i też raczej tego trunku nie odmówią. Moje wyliczenia okazały się jak najbardziej trafne, bo w chwili, gdy kelnerka przyniosła nam do stolika zamówione piwa, na sale weszli Robert (mój brat), Jarek (dobry kolega), Daniel (kuzyn Karoliny i jednoczenie mój dobry kolega) i Kuba (mój kuzyn). Całą paczką rozsiedliśmy się w loży i poleciały pierwsze toasty za moje "ostatnie dni wolności".

Nie przedłużając, w barze zostaliśmy przez blisko cztery godziny, wypijając naprawdę spore ilości alkoholu. W okolicach północy, mocno już wstawieni, uznaliśmy, ze czas odwiedzić jakiś klub i zabawić się trochę. Wybór padł na klub położony bardzo blisko baru, w którym się znajdowaliśmy. Koledzy wytargowali dla mnie wejście za darmo z okazji kawalerskiego i całą paczką wpadliśmy do środka. Nie było zbyt wiele ludzi, ale nam to specjalnie nie przeszkadzało, bo pierwsze kroki skierowaliśmy oczywiście do baru. Kilka kolejek 50-tek i dopiero zajarzyliśmy, że praktycznie nie ma tu dziewczyn, wiec nie będzie z kim tańczyć. Postanowiliśmy w związku z tym opuścić ten lokal, ale wcześniej oczywiście - napić się. Dwie kolejne kolejki wódki niestety okazały się nieco brzemienne w skutkach. Marka dosłownie ścięło z nóg i ledwo wytoczył się z klubu, Robert patrzył na wszystkich nieobecnym wzrokiem i mamrotał cos o domu, Daniel i Kuba tez mieli już wyraźnie dość imprezy, a tylko ja, Darek, Łukasz i Jarek chcieliśmy kombinować coś jeszcze.

Zamówiłem dwie taksówki, jedną dla chłopaków, których trzeba było odwieźć do domu, a drugą dla nas. Postanowiliśmy skorzystać z cieplej pogody i pojechać do klubu nad jeziorem, oddalonego kilka kilometrów od miejscowości, w której byliśmy (góra 20 minut drogi). To okazał się strzał w dziesiątkę, bo na miejscu zastaliśmy mnóstwo bawiących się ludzi w lokalu położonym niemal przy samej plaży i molo. Zapłaciłem za taksówkę i ruszyliśmy do klubu. Kręciło się tam naprawdę duzi ludzi, w tym sporo dziewczyn, wiec zapowiadało się na to, ze w końcu trochę potańczymy! Łukasz, Darek i Jarek od razu po wejściu do klubu ruszyli na parkiet, zostawiając mnie samego już przy progu. Wykurzyłem się trochę, bo myślałem że wypijemy coś, porozglądamy się i dopiero ruszymy na parkiet, no, ale skoro tak zadecydowali, to musiałem się z tym pogodzić. Ruszyłem w kierunku roztańczonego parkietu i zacząłem szukać wzrokiem jakiejś dziewczyny, do której mógłbym podbić.

"Wyhaczyłem" całkiem ładną blondynkę, w czarnej sukience i krwiście czerwonych szpilkach. Nie była jednak dla mnie zbyt łaskawa, bo pozwoliła mi ze sobą zatańczyć ledwie 20, może 30 sekund i dała się odbić w tańcu innemu. Jak się później okazało i tak była najłaskawsza dla mnie ze wszystkich wyłapanych przez moje oczy dziewczyn. Dobre 15 kolejnych minut spędziłem na podchodzeniu do coraz to nowych dziewczyn i wkurwianiu się, bo każda nie dawała mi nawet szansy zatańczyć mówiąc że: "jest zajęta", "nie ma ochoty", "woli tańczyć z koleżankami", "w sumie to już wychodzi". Wydawało mi się, ze jestem dość przystojnym facetem i do tego wieczoru naprawdę nigdy nie miałem problemu z wyciągnięciem jakiejś dziewczyny na parkiet! Zdarzało się by odmówiła jedna, może dwie..., ale wszystkie?! Do tego dobijał mnie fakt, ze pozostali współtowarzysze mojego kawalerskiego obracali jakieś panienki w najlepsze, zupełnie zapominając o mnie.

Wkurzony, a w zasadzie dosadniej mówiąc - wkurwiony na maksa - wyszedłem z klubu i poszedłem na pomost. Sam nie wiem po co, chyba potrzebowałem trochę orzeźwienia i, może nawet bardziej niż tego pierwszego, otrzeźwienia. Doszedłem na sam koniec drewnianego deptaka ułożonego kilkanaście metrów w głąb jeziora i usiadłem. Odetchnąłem głęboko.
-Ja pierdole! Kurwa! – powiedziałem dość głośno sam do siebie – to nie miało być tak!
-A jak? – usłyszałem kobiecy głos za swoimi plecami
-Inaczej – odpowiedziałem i odwróciłem się
Stała za mną zgrabna, niezbyt wysoka brunetka, na oko w wieku 25 lat i patrzyła się w moją rozzłoszczoną twarz
–Przepraszam, że przeszkodziłam ci w wyklinaniu całego świata, ale zauważyłam cię jak szedłeś takim mocnym, zdenerwowanym krokiem w stronę pomostu i przestraszyłam się, że zrobisz sobie coś głupiego
-Bez obaw – zdobyłem się na udawany uśmiech – nie jest to mój najlepszy dzień w życiu, ale bywały też i gorsze
-A co się stało? – z troską w głosie zapytała brunetka – Tak w ogóle to Gosia jestem
-Miło mi, a ja Kamil – podaliśmy sobie dłonie – siadaj, to ci opowiem

Gośka okazała się świetnym słuchaczem i nie przerywając mi ani razu wysłuchała całej historii mojego kawalerskiego wieczoru, bez pomijania tego, jak to moi koledzy mnie olali, a później wszystkie dziewczyny w klubie jakby się umówiły i nawet nie chciały na mnie patrzeć. Dopiero gdy skończyłem mówić, Gośka popatrzyła mi prosto w oczy i odezwała się.
-naprawdę zależało ci, by poderwać jakąś lalę z tego klubu? – zapytała zdziwiona – wydajesz się rozsądnym facetem, więc po co ci to?
-ależ ja nie chciałem nikogo podrywać! – oburzyłem się – chciałem tylko potańczyć i dobrze się bawić. Jak widać to zbyt dużo na dzisiaj jak dla mnie
-przestań, po prostu źle trafiałeś – próbowała mnie pocieszyć– widzisz, np. gdybyś poprosił do tańca mnie, hulalibyśmy teraz w najlepsze
-taak? – zapytałem, bo straciłem wiarę w siebie na tyle, że ciężko mi było w to uwierzyć
-pewnie – uśmiechnęła się Gośka – potańczyć, poszaleć, co chcesz! Dla mnie jesteś bardzo atrakcyjny i dałabym ci się namówić na wiele, a już po twoim wywodzie o przyszłej żonie i wieczorze kawalerskim.. prawie mnie uwiodłeś! – zaśmiała się głośno
-tylko tak mówisz, pocieszasz mnie, a w głębi duszy pewnie śmiejesz się z takiej łajzy, co nawet na ostatniej wolnej imprezie nie potrafi żadnej laski do tańca wyrwać
-Nie prawda! Mówię szczerze, a jeśli nie wierzysz, to mnie sprawdź
-Niby jak?
-No poproś mnie o coś – uśmiechnęła się szeroko Gośka – mówiłam ci, że dałabym ci się namówić na taniec
-E tam nie chce tam już wracać – zamyśliłem się – ale chciałbym popływać… Wskoczysz ze mną?
-Ale wymyśliłeś! Nie mam stroju kąpielowego na sobie
-A po co ci strój? Nie masz bielizny czy jak?
-No mam… Ale zwykły stanik bardzo długo schnie, a przecież nie wrócę później do znajomych bez stanika
-To ściągnij i dopiero wskakuj – wypaliłem i nie czekając na reakcję Gośki zacząłem się rozbierać

Nie wiem co sobie wtedy myślałem. W sumie po takiej dawce alkoholu to trudno oczekiwać, że myślałem racjonalnie, ale rozebrałem się i zostając w samych bokserkach wskoczyłem do wody.
-Mmm jaka ciepła – zachęciłem Gosię – mówię ci, po gorącym dniu i wypitym alkoholu, taka kąpiel jest wspaniała
-Zapewne – odpowiedziała mi siedząc niewzruszona na pomoście
-No chodź sama zobacz, mówiłaś, że dasz mi się namówić na wiele!
-Nie czaruj, nie czaruj! – uśmiechnęła się łobuzersko Gosia – robię to tylko dlatego, że masz kawalerski – dodała i zaczęła zrzucać ciuchy
Najpierw w dół zjechały jej krótkie, obcisłe spodenki, zdjęła je z siebie razem z butami, a następnie pozbyła się czarnej bluzki i również czarnego stanika. Moim oczom, mimo panującego półmroku, ukazał się bardzo kształtny biust, delikatnie wyróżniający się mniejszą opalenizną od reszty ciała, gdzieś tak w rozmiarze miseczki C lub D. Przeszyła mnie ogromna fala radości. Zaczynałem wierzyć, że mój kiepski wieczór kawalerski właśnie przeradza się w coś naprawdę odjazdowego. Gośka nie dała mi się długo nacieszyć tym widokiem, bo szybko wskoczyła do wody i zanurzyła się prawie po samą szyję.
-Ohh faktycznie woda cudowna – odprężyła się moja współtowarzyszka
-No, no… a jakie piękne widoki przez chwile były – skomentowałem
-Teraz się tobie na żarty zebrało?
-Ależ skąd! Jestem śmiertelnie poważny, takie widoki to cud natury po prostu
-Kobieciarz – podsumowała półżartem Gośka i zaczęła płynąć
Ja nie mogłem się ogarnąć w tej wodzie. Miałem przed oczami jej piękny biust, inny niż moje narzeczonej, ale równie piękny, no i sporo większy. Do tego ten stożkowy kształt i spiczaste sutki powodowały, że bardzo chciałem przyjrzeć się im dłużej…

-mogę dotknąć? – wyrwało mi się nagle, gdy brunetka podpłynęła do mnie żabką
-ale co? - udała głupią Gośka
-no ciebie... a w zasadzie twoich piersi. To ostatni taki wieczór, pozwól mi, proszę...
-ehh, że tez akurat ty musiałeś tak na mnie zadziałać… Po co ja za tobą tutaj szłam - przewróciła oczami brunetka, ale mimowolnie uśmiechnęła się, co szybko dostrzegłem - no dobra, ale chwile pod wodą i wychodzimy
-okej! - odparowałem ucieszony i zacząłem przybliżać się do Gosi
Podszedłem do niej od tylu i objąłem ją, jednocześnie swoje dłonie kierując od razu na jej dwie jędrne półkule.
-mmm świetne - powiedziałem masując je z zaangażowaniem
-naprawdę tak myślisz? - kokieteryjnie zapytała Gośka i skierowała swoją rękę na moje bokserki
Jak można się było domyśleć mój przyjaciel, podniecony całą sytuacją, stał już w najlepsze, nawet pomimo tego, że był w chłodnej wodzie.
-ajj, faktycznie ci się podoba! – cichutko pisnęła, gdy wyczula mój podwodny namiocik
-ja nigdy nie kłamię - powiedziałem dumny z siebie, bo udało mi się nieco ujarzmić temperament Gosi
-tak, tak, a jak przyszła żona zapyta co robiłeś na kawalerskim?
-nie zapyta, mamy układ, że nic sobie nie mówimy o tym wieczorze, no chyba, że poczujemy taką potrzebę. A ja jak na razie jej nie czuje
-taki spryciarz... - zamyśliła się przez chwile Gosia po czym ścisnęła mojego penisa przez materiał bokserek - dobra rumaku, nacieszyłeś się to wychodzimy
-już? - zapytałem niepocieszony, ale nie uzyskałem odpowiedzi na to pytanie
Poczułem tylko jak Gosia wyrywa się z mojego uścisku pozbawiając moich dłoni cudownego dotyku i oddala się w stronę pomostu...

Po krótkiej chwili dopłynęła do niego i wyskoczyła z wody. Usiadła na brzegu, opuszczając nogi w kierunku wody. Pomost okazał się na tyle niski, że od łydek w dół jej nogi były zamoczone w wodzie.
-chyba nie masz co narzekać, bo teraz muszę tak siedzieć i schnąć, a nie ma upału, więc nie zapowiada się, bym szybko wyschła
-no i to jest jedna z nielicznych dobrych wiadomości które docierają do mnie tego wieczoru – ucieszyłem się i podpłynąłem bliżej – ahh co za widoki
Oparłem się rękami o pomost nie dalej niż pół metra od siedzącej Gosi. Była naprawdę piękną kobietą. Może nie tak piękną jak moja przyszła żona, w mojej ocenie tuż za nią. Do tego niewątpliwie ocenę podnosił fakt, że siedziała na molo topless, z bardzo jędrnym i kształtnym biustem.
-wiesz, naprawdę wyglądasz ślicznie – zagaiłem – ale jedno bym poprawił
-tak?
-mogłabyś poopalać się trochę bez bikini, bo cudną masz opaleniznę, ale niestety nie na piersiach
-no wiesz, nie byłam w chałupach, a na zwykłych plażach nie jestem taka odważna
-nie? Myślałem, że jesteś skoro tak łatwo dałaś mi się namówić na to i owo
-wyobraź sobie, że nie – uśmiechnęła się – i powiedziałam ci, że zrobiłam to tylko dlatego, że masz wieczór kawalerski i żebyś mógł go fajnie wspominać
-oh dzięki ci Boże, że akurat dzisiaj miałem ten kawalerski – zaśmiałem się – a mówiąc tak zupełnie poważnie już, masz kogoś?
-no co ty, gdybym miała to bym tu nie siedziała
-aha, bo to wielka przeszkoda – znów się zaśmiałem
-no ty to co innego, to twój ostatni wolny wieczór, to można zrozumieć
-może i tak…
-myślisz, że twoja przyszła żona dzisiaj szaleje?
-sam nie wiem – zastanowiłem się nad odpowiedzią – czasami lubi się zabawić, ale w większości przypadków ze mną. Sama rzadko wychodzi, a jeśli już to robi, to dość szybko wraca i mówi, że kiepsko się bawi. No ale dzisiaj to trochę inny wieczór, do tego ma grupę koleżanek, kto wie.. może się trochę rozerwie. Ale o przesadne szaleństwo bym jej nie podejrzewał
-a siebie? – wtrąciła w moją wypowiedź
-co siebie?
-siebie byś podejrzewał?
-to zależy
-od czego?
-od Ciebie – uśmiechnąłem się i uniosłem na rękach, po czym zbliżyłem swoje usta do Gosi – na ile ty pozwolisz mi dziś zaszaleć – dodałem i dotknąłem swoimi ustami do jej zaskoczonych, czerwonych ust…


Podobało ci się opowiadanie? Kliknij w reklamę lub jeden z linków  >KLIK<  >KLIK<  >KLIK<
Dla Ciebie to kilka sekund, dla mnie - możliwość niewielkiego dochodu i motywacja do dalszego rozwoju bloga.




1 komentarz:

  1. Opowiadanie ciekawe, wciągające bardzo i tu pojawia się pytanie... Co dalej?!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli opowiadanie przypadło ci do gustu - napisz. Gdy mam pewność, że ludziom podoba się to, co robię, dostaję niesamowitą dawkę motywacji do dalszej pracy i pisania.

Jeśli opowiadanie ci się nie podobało - również napisz. Konstruktywna krytyka jest często lepsza niż pochwały, dlatego również ją doceniam. W dodatku jeśli wytkniesz mi błędy - będę mógł je dostrzec i poprawić w następnych opowiadaniach.

Pozdrawiam i zachęcam do komentowania! - Incognito.